Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Panie Kochanku“, wyżyty i zobojętniały Hetman Branicki, niezręczny a dumny Wojewoda Kijowski, — za którym stała bezsilna Saxonia i mityczna Francya, nie miał jutra!! Im w dniu dzisiejszym wrzawliwiéj występował i na oko szumniéj, tém pewniejszém było, iż cicho wchodzący Sołtyków i Familia bez walki go rozproszą. Mogli się łudzić czémś stojący w środku Hetmańskiego stronnictwa, ale nie ci, co z poza szranków patrzali zdaleka. Kandydatura na tron Królewicza Saskiego, nawet tym, co ją stawili, mrzonką się wydawała; w tym samym obozie drudzy ogłaszali Hetmana, a o zachciankach Osińskiego i Potockiego poszeptywano, nie licząc innych...
Z przeciwnéj strony, Familia cała zrzekła się współzawodnictwa, i młody Stolnik Litewski był jéj jedynym kandydatem. Poparcie, jakie miał za sobą, przeważało wszystkie mrzonki o wpływie Francyi i interwencyi Saxonii.
Młodziejowski widział to jasno pewnie, a nie był człowiekiem, któryby dla umiłowanych fantazyi poświęcił rzeczywistość, tém bardziéj, iż jedyną fantazyą jego było wybicie się z podrzędnego stanowiska.
W początkach jednak ani on, ani nikt w odgadywanie przyszłości się nie wdawał; powoli brano się do zgotowania jéj, na sposób przez Prymasa zalecany: zwolna i ostrożnie, stopniowo i oględnie.
Przybywszy do Warszawy, pan Teodor dowiedział się tu, iż Prymas z całym dworem przyjechał na stały pobyt do swojego pałacu. Czynniejsi i bardziéj wpływowi w Rzeczypospolitéj mężowie zewsząd tu ściągali. Jechał Hetman z Białegostoku, Potocki z Krystynopola; oczekiwano pana Wojewody Ruskiego; spodziewano się innych wielu.
Pobyt na Wołczyńskim dworze, może matki słowo jakie, naostatek niedostrzeżony wpływ atmosfery, wyrobiły w Paklewskim szczególną niechęć i wzgardę dla Hetmana Branickiego. Śmiał się z jego dumy i zwał go zdrajcą względem Familii, pyszałkiem bezsilnym. W duszy najżywiéj pragnął, aby Czartoryscy zepchnęli go, jak obiecywali, z tego stanowiska, na którém bezczynnie błyszczał.
Nie miał już po co jechać do Skierniewic, a w Warszawie, choć mógł się prześlizgać niepostrzeżony, zadośćuczynienie instrukcyom Księcia Kanclerza stawało się nieskończenie trudniejszém, niż w Łowiczu, lub rezydencyi drugiéj Prymasa.
Tu już cisnąć się trzeba było — tłum drogi wszystkie zalegał.
Teodor zatrzymał się, i pierwszego dnia pobytu spoczywając, chciał się zoryentować tylko, rozpatrzyć...
Miał sobie wskazanych kilku ludzi, pomiędzy innymi starego Teppera, ojca tego, który późniéj zasłynął tak głośno, i zginął tak marnie; lecz wolał rozpatrywać się i rozsłuchywać sam, jak rzeczy stały. — Miasto się zaludniało nadciągającemi z prowincyi dworami panów, tak, że pieszemu przechodniowi, choć dzień jesienny przymrozkiem ulice oczyścił, trudno się było przez nie przecisnąć. Teodor właśnie Krakowską Bramę przechodził, gdy poczwórna landara