Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi z oczu! — dodała głosem zmienionym — między wami a mną niéma wspólnego nic — nic.
Nie ruszał się Hetman.
— Dwa słowa i z zimną krwią; — rzekł powoli. — Pozwalam, abyście mnie łajali; na wszystko zasłużyłem, przyjmę z pokorą: lecz w interesie...
Krzykiem przerwała nagle Beata.
— Nie dosyć ci męczarni moich! chcesz napiętnować ofiarę — zawołała — chcesz położyć na niéj znamię hańby, aby nikt wątpić, nikt się nie mógł omylić, i cały świat wiedziéć musiał o mojéj sromocie! Nie dosyć mnie, — na mogiłę tego męczennika chcesz cisnąć plamę, bom teraz bezbronna... Mylisz się: niéma tego, co miał odwagę bronić mnie, choćby przeciwko tobie; ale ja mam jeszcze rękę, co na mój rozkaz choćby w sztylet się uzbroi.
— I tę rękę będziesz miała serce skierować przeciwko mnie? — spytał Hetman.
— Dla czegoż nie? Cóż nas wiąże? — zawołała, unosząc się, kobieta. — Moję przeszłość pokryła ofiara tego przyjaciela, któregom straciła; syn jego może być obrońcą matki przeciw napastnikowi, na cześć jéj nastającemu!
— Ale to szaleństwo! to prawdziwe szaleństwo! — odezwał się, z wyrazem politowania, Hetman.
Beata, zakrywszy twarz obu rękoma, gwałtownie płakać zaczęła; Hetman powoli wszedł do ciasnéj izdebki.
— Na miłość Boga, proszę mnie posłuchać! przychodzę z pokorą, z prośbą, z błaganiem, abym choć w części złe, które uczyniłem w chwili zapomnienia i szału, mógł naprawić... Chcę się zająć losem jego...
— Los jego już rozstrzygnięty — nagle wybuchnęła Beata. — Dałam go pod rozkazy twoich nieprzyjaciół, aby im pomagał do obalenia téj wielkości, którą jesteś dumny, do upokorzenia; aby się mścił na tobie za mnie... Dałam go Familii, aby się tam nauczył pogardzać tobą!
Hetman zaciął usta.
— To szaleństwo! — powtórzył — dodam, że to jest bezbożny szał i występny... I waćpani modlisz się tu po całych dniach, obcując z księgami nabożnemi i różańcem, jak widzę, a w sercu karmisz zemstę przeciw temu...
— Który najstraszliwszéj jest godzien — dokończyła Łowczycowa. — Prędzéj mi Bóg moję zajadłość odpuści, niż tobie twą zbrodnię!
— Zbrodnię! — powtórzył Hetman, który zdawał się ostygać. — Tego rodzaju zbrodnie są, jak pani wiadomo, grzechami powszedniémi na świecie, w którym żyliśmy...
Jeżeli ja winien, może choć cząsteczka winy spada i na panią.
— Tak! — zaśmiała się szydersko Łowczycowa — wina jest moja, żem rozwodzącemu się panu Hetmanowi uwierzyła, iż się ożeni ze mną; wszak miałam jego pierścionek, przysięgę, zapewnienie... Wiara moja w uczciwość waszęjest winą moją.