żadnego Paklewskiego została do zguby przywiedzioną, na to juramentum ofiaruję.
„Serce mi zapływa amaritudine, iż nie mogę zadość uczynić woli W. Ks. Mości, którą o lepsze poinformowanie się w tym przedmiocie i oczyszczenie mnie z zarzutu nieakkomodowania się świętym dla mnie Księcia ordynansom humillime supplikuję, we wszystkich innych dyspozycyach, rozkazach, poleceniach gotowość oświadczając obedyencyi, jako zawsze i wiecznie z najwyższym respektem i konsyderacyą i t. d.“.
W czasie czytania tak dziwnie wystylizowanego listu, którego przesadzone wyrażenia nieraz Wojewodzica do zżymnięcia się podbudziły, okazywał naprzemiany to nieukontentowanie, to wielką radość z obrotu tłómaczenia i zręcznego wywinięcia się. Subtelna argumentacya Ks. Sekretarza zapłaciła za resztę listu, i Wojewodzic, nie opierając się, kazał go sobie odczytać po raz drugi.
Mutatis mutandis przyjął nareszcie redakcyą i, pochwaliwszy Kanonika, przepisywanie polecił.
Sam tymczasem w krześle siadłszy, zamyślił się głęboko.
Myliłby się wielce, ktoby go posądził, że w sercu jego najmniejsze odezwało się uczucie na widok wnuka. Innego nad gniew nie doznał, ciekawości nawet nie okazał zbliżenia się do niego.
Niechęć przeciwko córce była nadto zadawnioną, zakamieniałą, nadto żywioną może przez starszą siostrę i jéj męża, aby człowiek taki, jak Wojewodzic, który nigdy nikogo, oprócz siebie, nie kochał, mógł się jéj pozbyć kiedy.
List na półarkuszku, starannie obciętym, już się kaligrafować poczynał, gdy stary sługa wszedł pospiesznie, i począł głosem jakimś przerywanym raz po razu powtarzać:
— Chorąży! chorąży!
— Otoż masz! — zawołał Kieżgajłło — w samę porę! Niechże go...
Kanonik się odwrócił.
— Powiedziéć, że chory!
Stary sługa, jak wystraszony, rękoma strzepnął.
— Gdzie zaś! Chorąży z czémś okropnie ważném przyjechał. Stęka a ręce łamie; woła: puszczaj, bo gardłowa sprawa!
Sekretarz z Kieżgajłłą spojrzeli po sobie.
— Co to może być?
Sługa szeptał zawsze ze swym pośpiechem, niewyraźnie:
— Jakieś papiery! de publicis! tak mnie Boże skarz!.. Coś się stało!
Zerwał się Wojewodzic z krzesła.
— Prowadź go tu!
Skinął na Kanonika, aby listy pochował. Marszałkujący sługa zaledwie wyszedł, potykając się z pośpiechu, gdy już nazad, wiodąc Chorążego, powracał.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/123
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.