Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Grzechy hetmańskie.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W istocie, gdy ujrzał w krześle siedzącą tę postać zasępioną, dumną, z oczyma przenikającemi, z rozumem wielkim na czole i wszystkiemi znamionami siły i woli ogromnéj, gdy książe Kanclerz odezwał się do niego, jak do młokosa i sługi, surowo i zbyt poufale, — Teodor z początku zmięszał się mocno.
W krótce jednak złagodniał Kanclerz, zobaczywszy może wrażenie, jakie uczynił; począł próbować francuszczyzny przyszłego swego skrybenta i zdziwił się jéj. Kazał mu pisać pod dyktowaniem i pochwalił ortografią... Była więc wszelka nadzieja, że przyjętym zostanie.
Książę jednak z początku chciał tylko zatrzymać go na próbę.
— Jestem wiele wymagający od młodzieży — rzekł — i asan się do tego przygotuj zawczasu, żem surowy. Przygotuj się do tego, żem niecierpliwy, że mędrkowania nie znoszę, że posłuszeństwa wymagam...
Szlacheckiéj buty nie lubię. Naostatek i to asan wiedziéć powinieneś, że język trzeba trzymać za zębami. Niedyskrecya się nie przebacza, nawet mimowolna, a zdrady nie przypuszczam...
Nim go odprawił książę Kanclerz, który ciągle, mówiąc, zwrócony był prawie plecami do stojącego w progu, i niekiedy tylko przez ramię na niego spoglądał, począł wypytywać o stosunki familijne i majątkowe. Potrzebował wiedziéć, kto byli Paklewscy, zkąd, ilu i jakich było ich na świecie, zażądał nazwiska rodziny matki. Gdy Teodor wymienił Kieżgajłłów, Kanclerz się odwrócił.
— Gdzie? których? jakich? córka chyba Wojewodzica?
— Tak jest — odparł Teodor — ale, z powodów mi niewiadomych, dziad, po wyjściu méj matki za ojca, zupełnie się stał nam obcym. — Nie mamy z nim żadnych stosunków...
— To bardzo źle — odparł książę.
— Nie mam prawa sądzić moich rodziców.
— Tak, ale ja mam to prawo — rzekł książę Kanclerz — familia powinna być zgodną i trzymać się razem... Rodziny rozdzielone przepadają; kraj, w którym niéma familii i miłości swoich, rozbija się na niesworne kawałki.
Na to nie odpowiedział nic Teodor, a książę na chwilę przerwał rozmowę. Zapowiedział potém, że wkrótce ma wyjechać z Warszawy do Wołczyna, i że w podróży skrybent będzie mu towarzyszył...
Byłby książę dłużéj może trzymał na téj inkwizycyi nieszczęśliwego Teodora, gdy dano znać o przyjściu Sosnowskiego, pisarza litewskiego; Kanclerz odwrócił się ku stojącemu przy drzwiach i oczyma dał znak, aby wyszedł.
Pierwsze dni pobytu na dworze Księcia Kanclerza były dla młodego i nieznającego świata Paklewskiego szeregiem ciągłych omyłek, przykrości i doświadczeń niemiłych. — Wyobrażał on sobie daleko inaczéj położenie swe i jego znaczenie, a znalazł się na stanowisku podrzędném, wśród ludzi obcych, patrzących nań krzywo i jawnie nie życzliwych.
Postrzegł wnet, że starano się go wysadzić ztąd i pokierować tak,