Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

też rozpusta i nierząd zjadły majętność: wzięła jej cząstkę nierozważna jałmużna i prawdziwie dobre uczynki. Bóg tylko mógł policzyć czego w życiu Petryłły więcej było: złego czy dobrego?
Za nim suchy, prosty, chudy, czarny, z wąsikiem tylko na twarzy ogorzałej, siedzi pan Tyburcy Kaletyński, szlachcic co z pięćdziesięciu tysięcy dorobił się fortunki dziś liczącej na krocie. Ożeniwszy się z majętną panienką, której lata i fizjognomja spokojnym go czyniły o przyszłość w zawodzie małżeńskim, pracował, pracuje, i grosz do grosza składając, skromnie żyjąc, nikomu nic nie czyniąc, wychodzi powoli na podpanka. Prawda, że pożal się Boże być jego poddanym, lepiej koniem lub psem, bo te karmi i szanuje, a ludzi nie szczędzi; ale za to co gotówki, ile stert, jakie zapasy Wszyscy mówią: nie ma lepszego gospodarza nad Kaletyńskiego, to wzór dla wszystkich! Prawda, że sumienia niewiele, ale pieniędzy ma dosyć: a pieniądze u nas, to grunt. Kaletyński niewiele mówi, uśmiecha się szydersko, ponieważ wie, że mu potakiwać będą, a w każdej okoliczności o grosz każdy targuje się zajadle i bez wstydu. Co się tyczy ubogich, tych ma wszystkich w ogólności za skrytych bogaczów, którzy żebrzą tylko przez chciwość, lenistwo i chytrość, dając ukradkiem kapitały na procenta. Ile razy pod jego okno przyjdzie ubogi, opowiada zawsze powiastkę o żebraku, który nosił w kiju tysiąc czerwonych złotych. Z tego powodu żadnemu nic nie daje. Szczęściem jeszcze nie nauczył się aksjomatu, że nie godzi się, dając jałmużnę, sprzeciwiać woli Bożej, boby go pewnie używał.
Trzeci z rzędu, pan Ogolewicz, znany tylko z namiętności do kart, którym życie poświęcił, wesoły a