Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 2.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

subkategorje czyli działy rozdzielonych), i pewnych jak złoto. Ty byłeś jeszcze w kategorji średniej, ale już graniczyłeś z pierwszą.
— A wie pan — rzekł Szmul — z tej kieszonki to dopiero dwa razy w życiu mojem zdarzyło mi się mieć pieniądze. Raz, to pan wie, ten jegomość co to się tak ślicznie ożenił; a i pan Sumin może także się ożenił, i pewnie przyjedzie do Warszawy, kiedy wcześnie płaci.
— Nie, nie ożenił się, i nie przyjedzie do Warszawy.
— A dlaczegoż on płaci?
— Co chcesz? ot taka fantazja: zachorował na sumienie.
— Awej! jakaż to piękna choroba — rzekł żyd, kiwając głową. — Co to za szkoda, że nigdy nie można z pewnością wiedzieć, kto ma do niej ochotę. Jakby to dobrze było dla nas! Nu! — dodał — czy to taka mocna choroba, że i procenta płaci?
— Prawne!
Żyd ani słowa nie odpowiedział.
— On wziął sukcesję? — spytał — i pewno wielką?
— Nie! — odpowiedziałem.
— Nu! to może się zrobił nabożny — rzekł do siebie.
— Coś nakształt tego.
Po tej rozmowie rozliczyliśmy się: Szmul zagarnął pieniądze, zwinął pugilares, który znowu złożył na sercu, i prosił mię o przyjęcie listu do ciebie, który ci posyłam przy moim, razem z wekslem. Jest to zręczne podziękowanie i zalecenie się tobie, na wypadek, gdybyś wyzdrowiał, czego, jak widzę, on się zarówno ze mną spodziewa.
Mary mnie oburzył: zagarnął pieniądze, jakby to było rzeczą w świecie najnaturalniejszą być zapłaconym.