Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziwadła T. 1.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 128 —

— Tak, wszystko. Lecz żeby ze mną razem postrzedz to, potrzeba się wznieść od pojedynczego człowieka do całości rodziny ludzkiej, do ogółu. Jednostki cierpią, lecz żadna boleść nie jest daremną, żadna nie jest straconą.
To mówiąc odeszli od kaplicy, a przeszedłszy kawał ogrodu, który był razem dziedzińcem, trafili na porządny budynek, z którego ich wesoły głos młodzieży dochodził: byłato szkółka dla dzieci dworskich i wiejskich. W dość wielkiej izbie, czystej i zastawionej ławami, nauczyciel siedząc za stolikiem, opowiadał dzieciom, które z ciekawością zaostrzoną przysłuchiwały mu się, zarzucając go pytaniami.
Nauka szła tu niezwykłym trybem, gdyż pospolicie czytanie i pisanie, rachunku trochę, stanowią przedmioty jedynie wykładane po porafialnych szkółkach. Tu pan Graba wcale inaczej przepisał porządek nauki: czytanie, początki pisania i rachunku były niejako dodatkową rzeczą i ostateczną. Nauczyciel poleconem miał rozwijać młode umysły rozmową, której za przedmiot służyły pierwsze ogólne pojęcia o świecie fizycznym, o dziełach ludzkości itp. Byłoto nauczanie w sposób patrjarchalny, takie właśnie, jakiem była w czasach pierwotnych nauka starców, co byli składem podań. Dzieci słuchały, rozpytywały, i nie męcząc się, zatrzymywały w pamięci zasadnicze wiadomości, których pojęcie rozwijało powoli ich zdolności. Czytanie po piśmie i rachunki stanowiły dodatkową część nauki, prawie mechaniczną.
Godziny wykładu zchodziły młodzieży niespostrzeżone i czarowne, bo nauka, sprowadzona do ostatnich swych wypadków, odarta z podtrzymujących ją rusztowań, ubrana w proste wyrazy, tyle poezji mające,