Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
88
J. I. KRASZEWSKI

— Ano, to lepiej wiecie, niż ja!... Dajcież mi pokój! — krzyknęła Jędrzejowa w gniewie.
— Widzisz aspani — rzekł zimno urzędnik w wicemundurze — gdybyś asani nie wiedziała istotnie, co się z nim dzieje i gdzie on jest, to byś się strwożyła sercem matki, dowiadując się, że raniony... A co? Hę?... I ja przecież mam dzieci — dodał, triumfując ze swej przenikliwości mundurowy psycholog.
— Gdybyś miał serce ojca, nie prześladowałbyś serca matki! — odparła Jędrzejowa. — Dajcie mi pokój.
Żandarm i ci ichmość spojrzeli po sobie; z kobietą nie było co gadać.
— Dajcie jej pokój! — rzekli do biuralisty, który stał gotów do dalszej indagacji. — Trzeba go szukać; on tu być musi. Był mocno ranny, powiadają... nie mógł ujść... Gdzieś go schowali.
I poczęli chodzić po kątach.
Mundurowy miał oczy kota; dostrzegł drzwiczki, otworzył je i zatrzymał się w progu, śledząc najmniejszą rzecz.
— Hm! — rzekł, — Świeżo zmyta podłoga! Co to jest?
— A to ja, proszę pana, zawsze w ten dzień myję podłogę; a że panicza niema, umyślnie posprzątałam, bo to taki tam nieład... Boże odpuść.
Komisarz, wicemundur i żandarm obeszli pokóe Indagator zastanowił się przed obrazem, począł kiwat głową, pokazując go żandarmowi.
— Oho! Co to oni malują!... Patrzaj waćpan, co ćij oni malują!... To jest malowanie przeciwko rządowo. Ta kobieta, ten sęp czarny... Ot! Jaki to duch panuj! między nimi!
— Ale jego niema — rzekł żandarm — na co darmo czas tracić?... Chodźmy szukać gdzie indziej.
Mundur zielony zbliżył się z powagą do Jędrzejowej.