Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
142
J. I. KRASZEWSKI

za młodu starto z nich znamię człowiecze, wszelki niepodległy wyraz uczucia szczerego, wszelką życia iskierkę — eunuchów to twarze na duszach rzezańców.
Niczemu ludzkiemu objawić się na nich niewolno, prócz niemego, zimnego posłuszeństwa. Spojrzawszy na tych ludzi, jeśli co w nich ujrzysz, to apatję, chłód i wyuczoną nicość.
Jeżeli który z nich ma co w sobie, pilnuje bacznie, aby z niego na wierzch nie wyszło. Słudzy despotyzmu takimi być muszą, aby wyrazem ludzkiej niepodległości nie razili oczu pańskich. Od zarania gnieceni i męczeni, urabiają się na taką masę, w której człowieka pojedyńczego niema, wszyscy pod jedną miarę objęci, równi sobie — narzędzia.
Gdy jednego z nich zabiją lub wypędzą, łatwo go drugim zapaśnym zastąpić; ten przyjmuje rolę poprzednika i wkłada skrojoną na tamtego liberję — nic nie brak, dziura załatana.
Generał przechadzający się miał właśnie taką twarz, tyle tylko, że człowieczą, ale zupełnie nieznaczącą. Życie długie, którem dosłużył się wysokiego stopnia, nauczyło go giąć się, kłamać, zapierać siebie, aby nikogo nie razić, nikomu nie zawadzać, a iść coraz wyżej popychanemu przez wszystkich. W despotyzmie tylko taka nicość idzie wysoko; talenta podlatujące, samoistniejsze, zgniecione upadają; dlatego, gdy przyjdzie chwila niebezpieczeństwa, brak mu sił, brak ludzi, których tylko niezależność tworzy.
Generał palił cygaro, myśląc długo, przerzucał, zadumany, papiery na stoliku, ruszał ramionami, naostatek wziął podany przez kancelistę papier i odprawił go skinieniem ręki. Pisarz wysunął się cicho, generał stał i rozmyślał jeszcze. Mimo twarzy zastygłej, znać było na nim, gdy sam pozostał, żywe oznaki zniecierpliwienia i gniewu.