Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziecię Starego Miasta.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
113
DZIECIĘ STAREGO MIASTA

pocieszania strapionych; nie widziałam nikogo, możesz być spokojnym.
— Ale ja... ja tu sam — a waćpanna latasz, jak utrapienica po świecie... w nocy.
Chciał łajać i do tego był przygotowany; ale wejrzenie na Annę, poważną, spokojną, silną swą niewinnością, rozbroiło go; coraz ciszej pomrukiwał, coraz gderał niewyraźniej; nareszcie nadąsawszy się, ustał.
Anna pocałowała go w rękę.
— Ojcze; — rzekła — idź, spocznij; i ciebie dzień ten wiele kosztować musiał... Jutro może ranek wstanie jaśniejszy dla nas wszystkich... Otrzymaliśmy plac boju; nasz własny rząd miejski, wybrany przez nas, zasiada w resursie; Moskale potrwożeni są swą zbrodnią.
— Zasadzka! — zawołał stary. — Wy im wierzycie? Nigdy niewolnicy uczucia ludzkiego mieć nie mogą. Słabi są może dziś, czekają sił większych i udają skruchę... Zobaczycie!


IV.

Nazajutrz w całem mieście, którego strzegły już nie rosyjskie patrole, ale straże młodzieży akademickiej i szkolnej, panował porządek bezprzykładny; wojska na czas jakiś przestały się mieszać do spraw ludności; rozkazy wychodziły z resursy, gdzie zasiadała delegacja miejska. Oznajmiono, że uroczysty pogrzeb ofiar poległych dnia 27 lutego odbędzie się 2 marca. Rząd i na to zezwolił. Było to drugiem wielkiem zwycięstwem.
Spieszono do cesarza z adresem, który się w nocy utworzył i już podpisywać zaczynał; wszyscy zaprzątnieni byli pogrzebem; tłumy otaczały hotel Europejski, gdzie ciała zabitych jeszcze spoczywały. Ruch umysłów był