Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

do ataku z okrzykiem, sypnęły się strzały, ale tuż pierwsze szeregi Moskali formować się zaczęły i odstrzeliwać...
We wsi bito w bębny, słychać było wrzaski komenderujących, popłoch był widoczny, zwycięztwo zdawało niezawodnem, podwoiło się męztwo jego nadzieją.
Ale moskiewska piechota raz się opamiętawszy, uszykowawszy, stała murem. Chciano pchnąć na nię kosynierów... żołnierz nie ćwiczony, nie pewien siebie zawahał się... Parę szeregów wytrzymawszy strzał ledwie rozsypało się.
W tej chwili z lasu zachodzący wzięli Moskali z drugiego boku i walka rozpoczęła się na dobre...
Ale pierwotny stosunek co do liczby Moskali chybił, a co gorzej, że gdy się tu utarczka przeciągała, z przeciwnej strony ukazał się nadbiegający Moskalom świeży i znaczny posiłek... Chociaż dotąd oddział trzymał się bardzo dobrze i nie miał nad kilku rannych a dwu zabitych w szeregach, pułkownik musiał myśleć o odwrocie.
Szczęściem w prawo na trzęsawisku rzucona grobelka na której łatwo się było obronić, przedstawiała drogę do wycofania się.