Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dziadunio.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto, żeby jasny pan nie znał dworku professora? tam teraz wszyscy chodzą...
— Dla czego?
— Aj! jakby to pan nie wiedział, tam i z Warszawy jadą... naradzają się względem tego rewolucjów co jego mają zrobić na Moskala...
Władek ruszył ramionami.
— To i ty o tem wiesz! rzekł śmiejąc się.
— Co ja nie mam wiedzieć, odparł faktor, kiedy my teraz z panami idziemy ręka w rękę. Jak panowie zrobią rewolucjów, to i my do nich musimy należeć...
Władek się śmiał.
— No — a ja o tem nie wiem! odparł — mieszkałem w Berlinie... nic tego nie rozumiem... Ale stary Beniowski nasz krewny...
Żyd zaczął ręką machać.
— Na co to tego gadać! jak pan się boi... no... to still — i dość. A teraz widzi Jasnie Pan ten dworek pod kasztanami? gdzie stara furtka...
— Widzę...
— No — to jest pałac króla... i kłaniam Jaśnie Panu... już pan trafi.
Odprawiwszy żydka, Władek powoli zbliżył się do dworku. Leżał on w oddalonej, cichej, spokojnej