Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa a dwa cztery.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kał ręką po kolanie, Benisia ciągle robiła pończoszkę, a matka kończyła różaniec. Przerwało tę jednostajność wykrzyknienie Ryszarda: — i łańcuch pękł! gdy to wymówił, spuścił oczy, westchnął i usiadł przy ojcu.
— Że też to zawsze swoje głupstwa prawisz, rzekł ojciec, i wiek nawet rozumu z sobą nie przyniósł, co z ciebie będzie Ryszardzie?
Syn mocno zdawał się zamyślony, i nic nie odpowiedział, aż po chwili odezwał się półgłosem.
— Ze mnie nic nie będzie, bo ja