Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Dawało to ubogiemu dworkowi fizyognomią zupełnie oryginalną i poważną. W sieni na przestrzał otwartej stały dwie ogromne szafy rzeźbione, niegdyś za lepszych czasów sprowadzone z Gdańska, którychby się pański dwór nie zasromał; w pokoju gościnnym tak było pełno różnych komodek, szafek, obrazów, porcelany starej, na kominie kielichów i roztruchanów, iż ciężko było się w nim obracać, aby o coś nie potrącić. Pani Marwiczowa do tego wszystkiego taką pamiątkową przywiązywała cenę, iż nie śmiał jej nikt nawet zapytać, czyby się kosztownych fraszek nie pozbyła. Rzeczy które się w pokojach nie dawały pomieścić, złożone były na strychach i po innych zakamarkach — ale nie zaniedbane, bo wdowa chodziła regularnie kilka razy w ciągu roku opatrywać, czy co nie zostało uszkodzoném. Z tego przeglądu wracała zawsze smutna i z oczyma zapłakanemi. Każdy z tych szczątków jakąś życia epokę jej przypominał.
Razem z tym sprzętem starym przeniósł się do małego Żulina, sługa który nieboszczykowi na znaczniejszym majątku wiernie i poczciwie przez półwieku gospodarzył, siwy już i przygarbiony Gierstut. Byłto zawołany gospodarz, i sąsiedzi natychmiast mu bardzo korzystne dawali posady, ciągnąc go do siebie.
— Co ty tam będziesz robił na tych mizernych dziesięciu chłopach? wołali doń. Tam soł-