Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Można było sądzić z postawy, wyrazu twarzy Rajmunda i całego znajdowania się jego w tym domu, iż zbytniej nie przywiązywał wagi do kroku jaki czynił, gdy, pomimo wielkiego panowania nad sobą, pani Okułowiczowa zdradzała trochę doznanego niepokoju.
Po kilku zamienionych wyrazach, p. Rajmund wiedział już, iż miał przed sobą kobietę znającą świat, ludzi i nawykłą do panowania w swej sferze; a pani Kaznaczejowa czuła, że młodzieniec jej zaprezentowany mógł być powołanym do świetnej karyery, bo go zbytnie skrupuły nie miały powstrzymywać na drodze.
Pochlebiało jej może, iż Rajmund dał zaraz uczuć uwielbienie dla jej wdzięków i dziwił się, iż osoba tak świetnemi obdarzona przymiotami, mogła się zakopać w małej mieścinie.
To co mówiły usta, potwierdzały oczy p. Rajmunda śmiałe, zuchwale, natarczywe, tak jakby nie dla córki tu przybył lub o córce zapomniał, zbliżywszy się do pełnej uroku matki.
Było w tém nieco obrażającej może śmiałości — lecz piękne panie, zbliżające się do lat czterdziestu, łatwo przebaczają,
Obiad, jak to zazwyczaj w takich razach bywa, przypóźnił się: latano do cukierni po paszteciki i tort, brakło jakiegoś wina, a ze zwłoki korzystali wszyscy, aby się bliżej poznajomić z sobą, oprócz Okułowicza, który choć powracał cią-