Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pochwyciwszy je do rąk, tak się zaraz zajął niemi, że trzeba mu je było wyrwać prawie gwałtem, aby go do podwieczorku zaciągnąć.
Panna Faustyna w domu zwykle bardzo rozmówna, śmiała i rządząca się, tu nadzwyczaj się okazywała, jak na siebie, milczącą i wstrzemięźliwą. Patrzała, chodziła, wyglądała oknami, zabierała ciekawie znajomość z życiem wiejskiém, które prawie jej było obce.
Dnia tego dwaj towarzysze przegadali niemal noc całą, a Faustyna, dawszy usnąć matce, na ganku długo siedziała z Jadzią, która się ożywiła jej przybyciem.
Zwolna nieśmiałość profesorównej niknęła, właściwy jej charakter zaczął się objawiać nazajutrz. Poszła w dzień do pokoju ojca, a że tam pełno było książek Kwiryna, poczęła się w nich grzebać, zabrała z nich kilka, dowiedziała o innych złożonych w szafach w sieni, i w nich też gospodarowała, znajdując, że są bardzo źle poukładane.
— My tu je z panną Jadwigą uporządkujemy, rzekła odchodząc.
Zajmowało ją i gospodarstwo, rzecz nowa, tak że przyjaciółce towarzyszyła, dla obeznania się z niém, do obory i spiżarni.
Profesorowa tymczasem z robotą siedziała wzdychając w oknie. Wszystkim im od razu było dobrze z sobą i jakby się z Jadzią od wie-