Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

suszyć kilka kieliszków szampana. Dawna elegancya kawalerska, i teraz jeszcze w staranném ubraniu, pierścionkach i łańcuszkach się przypominała. A że sama pani lubiła i sama się stroić i dom przystrajać — u państwa Kaznaczejstwa salon, pokoje, stół, wyglądały lepiej niż u niejednego zamożnego szlachcica.
Dzieci nie mieli państwo Okułowiczowie, ale panna Adela Hasemann opiekowała się sierotką, siostrzenicą swą, która ją mamą nazywała i w domu jak dziecię własne była uważaną.
Imię jej było Róża, a dziewczątko wstydu mu nie robiło, bo rozkwitało śliczne jak różyczka, wesołe i trzpiotowate jak ptaszyna. Chociaż Kaznaczejowa niegdyś sama była guwernatką, teraz się czy już na siłach nie czując, czy dla tonu, Różyczkę dla dokończenia wychowania oddała na pensyą do Wilna do pani Dejblowej, z której ona wyszła na podziw wszystkim, co ją szczęście mieli oglądać. Talenta jej w osłupienie wprawiały przybranego ojca, gości, sługi, nawet tę którą mamą nazywała.
Grała na fortepianie świetnie, śmiało, hucznie i biegle; rysowała głowy kredą, które wyglądały zdaleka na sztychy; malowała kwiaty do sztambuchów gwaszem: tańcowała jak baletniczka, mówiła po francusku prześlicznie, a śmiałą była, dowcipną, rezolutną, jak gdyby o dziesięć lat liczyła więcej.