Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W jednej połowie były one obfitemi firankami pół białemi, pół czerwonemi przybrane, i — kwiatki w nich widać było. Maleńki ogródek sztachetami opasany, szerokością odpowiadający gankowi, dzielił dworek od ulicy. Przez furtkę wprost wchodziło się na ganek oszklony, otoczony ławkami, który bardzo mógł dobrze służyć dla pomieszczenia przybywających i zmuszonych do oczekiwania klientów.
W ogródku trochę kwiatków i dużo zielska okrytego pyłem z ulicy padającym, zasłaniało płotek w kilku miejscach trochę nadwerężony.
Ponad gankiem wystawka mieściła w sobie parę okien, bo dom szczycił się piąterkiem. Dach wysoko podniesiony, dwa olbrzymie kominy, nad gankiem chorągiewka blaszana, nadawały domostwu fizyognomią imponującą. Poznać było można łatwo, iż tu mieszkał dostojnik jakiś powiatowy, a przechodzący ludzie omijający ganek i kierujący się przeciwną stroną szerokiej ulicy, utwierdzali w tém przekonaniu. Oczy przechodniów padały z pewném uszanowaniem i trwogą na dwór p. Kaznaczeja, przyśpieszano kroku, a wozy nawet unikały zbyt poufałego zbliżenia się ku gankowi.
Jakkolwiek w miasteczku powiatowém każdy kaznaczej bywa niepoślednią figurą, nie wszyscy oni są sobie równi. Ten zaś pan Bernard Okułowicz należał do kaznaczejów, którzy