Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zawrócili się więc w milczeniu. Róża idąc sama przodem, zatrzymywała się ciągle to przed fotografiami, to przed szkłami, to kupując coś u roznoszących, wesoła, zuchwała, niespuszczając tylko z oka idących za sobą.
Około kawiarni Floryana kilku Włochów wstało i przybliżyło się, aby pięknej cudzoziemce lepiej się przypatrzeć. Na śmiałe ich wejrzenia Róża odpowiedziała ledwie nie odważniejszemi jeszcze.
Szli tak dalej, a Kwiryn już opłakiwał w duszy daremnie przedsięwziętą podróż, gdy Róża z lekkim okrzykiem ale wesołym, stanęła nagle.
Naprzeciw nich od Piazzety szedł średniego wieku mężczyzna z twarzą rysów arystokratycznych, nadzwyczaj dystyngowaną, uderzający wśród tłumu czémś pańskiém i niepospolitém, ubrany z angielska tak, że na pierwszy rzut oka wziąść go było można za wyspiarza, tém bardziej iż około słomkowego kapelusza obwinięty miał biały szalik, mający bronić od słońca.
Otton poznał w nim zdala jednego z powszednich gości petersburskiego salonu państwa Marwiczów. Byłto natrętny adorator pani Róży, senator S. Wiemy jakim sposobem się tu znalazł.
Oczy jego przed pozdrowieniem pięknej pani padły ciekawie na Ottona; zdawało się jednak, że znalezienie go tu obok Marwiczowej, zbyt nie obeszło ani zdziwiło.