Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

odbycia podróży, ale wszelkie do niej ułatwienia, przymus niemal. Kwiryn na czas jakiś straciwszy mowę, pod wrażeniem tego co mu się niby snem wydawało — stał jak człowiek olśniony, upojony i nieprzytomny. Potrzebował znowu zawładnąć sobą, nimby się odezwał i rzeki słowo, którego odwoływać nie zwykł.
Pokusa była wielka i straszna. Zdawało mu się, że z drugiej strony uledz jej mógł tylko z egoizmu, gdy surowy obowiązek, do którego pełnienia nawykł przez całe życie, nakazywał mu brata obronić od wstydu i prowadzić na inną, na prawą drogę pracy i opamiętania.
Zdało mu się, że to właśnie była chwila w której, przybity wypadkami, przekonany o niebezpieczeństwie dalszego kroczenia po manowcach, powinien był usłuchać głosu życzliwego i zmienić cały swój tryb życia....
— Rajmundzie — odezwał się — zdaje mi się, w sumieniu mém przekonany jestem, iż zamiast słuchać ciebie i uledz tobie, powinienem na miłość matki, na pamięć ojca zakląć cię, abyś się opamiętał, wyrzekł swoich ambitnych jakichś celów i planów, a wrócił nam odbolawszy, przecierpiawszy, jak marnotrawny syn, do skromnego bytu, który cię szczęśliwszym uczyni....
Chce cię porzucić żona — tém lepiej, będziesz wolnym; wyrzecz się tego niezdrowego stanowiska w stolicy, wracaj na wieś...