Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ryna. Oszukali wszystkich, i biedny młodzieniec został zgubionym.
Caput mu! — rzekł Rekszewski krocząc do domu — teraz go już żadna siła ludzka nie wyrwie z białych rączek zwodnicy — Caput!!
Stary zgryzł się tak, iż nazajutrz po doktora Wikszemskiego posłać musiał i przeciw pobudzeniu żółci wziął lekarstwo.
Rozbierając wszystkie okoliczności widział teraz, że kobieta nawet opiekuna na swą stronę przeciągnęła i użyła go za narzędzie, dla łatwiejszego wyrwania się z domu.
Jakiś czas upłynął od tej katastrofy, i funkcye wątroby a żółci znowu przyszły do normalnego stanu, gdy Rekszewski odebrał list ze stolicy od Marwicza, suchy, krótki, dziwaczny, zapytujący o miejsce pobytu p. Ottona Kellnera.
— Aha! rzekł Soter. — W sam czas się opatrzył. Ale — może téż jeszcze pora salwować ich. Nie mam obowiązku taić gdzie się p. Otton znajduje, o sekret mnie nie proszono. Ja, o niczém nie wiem.
Siadł tedy i odpisał simpliciter iż p. Otton von Kellner, dla poratowania zdrowia do Włoch wyjechał.
Nastąpiło milczenie złowrogie, gdy znowu po pewnym przeciągu czasu, zjawił się w mieszkaniu starego adwokata, blady i zmieniony p. Rajmund Marwicz.