Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kogoś coby szukał w kobiecie ideału dobroci, łagodności, słodyczy niewieściej.
Świeża jak kwiatek tylko co rozwinięty pod gorącym słońca promieniem, biała rumiana, z oczyma czarnemi, z formami wszystkiémi wypełnionemi szczęśliwie, swobodnie używaném życiem bez troski, — pomimo że jej na świecie dobrze być musi, piękna pani twarzyczkę ma wyrazem dumnym surowym, zniecierpliwionym napiętnowaną. Budzi ona obawę raczej niż sympatyą. Pomimo wytworności stroju, arystokratycznych kształtów i rysów twarzy, coś trywialnego, pospolitego, gburowatego niemal ma w ruchach i układzie. Tego pańskiego spokoju, obojętności, łagodnego lekceważenia świata, który prawdziwą arystokracyą cechuje, brak w niej zupełnie. Widać namiętność, pragnienie życia, niezaspokojone żądze i tę dumę która przychodzi małym ludziom, gdy czują że ich za nisko cenią. Nie jestto wzór do bachantki, bo jej brak wesołości i zapału, choć rysunek postaci przystałby Rubensowskiej orgii satyrów i ich towarzyszek: nie jestto ani typ zepsutej wielkiej pani, ani coś z pół świata, któremu wdzięk zastępuje wychowanie — jestto coś zmięszanego, nieokreślonego, — trochę krwi niebieskiej i czerwonej, pół wychowania, pół dzikości, niby przyzwoita kobieta, a razem istota emancypowana.