Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dwa Bogi, dwie drogi.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ani pan myśl! zawołał Radca. To rzecz niemożliwa! Ja pana wziąłem dla dozoru Ottonka, zastępcy na wsi nie znajdę, dziecka tak samego porzucić nie dam. Matka znajdzie sobie kogoś co się nią zaopiekuje. Pan nie jesteś swobodnym, zobowiązałeś się kontraktem, ja pana zwolnić nie mogę!!
— Panie Radco, jako człowiek racz wejść w położenie moje....
— Chciej pan moje uwzględnić! odparł Kellner. Ja też zasługuję na współczucie....
— Ale Ottonkowi pod dozorem pilnego człowieka nic się nie stanie.
— On nikogo słuchać nie zechce...
— Na głos matki, ja głuchym być nie mogę — zlituj się pan.
— Niezmiernie mi go żal — odparł zimno Kellner, ale pan wiesz, służba zmusza do wyrzeczenia się swobody. Uczciwy człowiek do czego się zobowiązał, to spełnia....
Ze spuszczoną głową, zarumieniony, nie mówiąc już słowa, Kwiryn wrócił na dół.
Siadł zrozpaczony głowę zakrywszy rękoma, nie wiedząc czy ma wszystko porzuciwszy uciekać, czy prosić jeszcze, czy... Najdziksze myśli chodziły mu po głowie, gdy poczuł że ktoś ręce mu ściśnięte stara się rozpleść.
Byłto Ottonek, czerwony ze zmęczenia, na pół śmiejący się, pół przestraszony stanem w ja-