Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Druskieniki.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tych puszcz i lasów, które niegdyś tak ogromne zajmowały u nas przestrzenie, a dziś tak wyniszczone zostały. Tu całe ostępy jodłowe, ze swemi strzałkowatemi wierzchołki, dla podróżnego z okolic, gdzie jodły tylko w ogrodach widuje, dziwnie pięknie się wydają. Pomięszana z brzozą, osiczyną, sośniną, jodła wszędzie zdaje się szlachetniejszą od towarzyszów i towarzyszek swoich; śmieléj wystrzela ku niebu, zieleńsze zwiesza ku ziemi gałęzie, a obłamana z nich i zwalona na ziemię, jeszcze wabi oko, jak szczątek jaki gotyckiego budownictwa.
Coraz daléj i głębiéj w Litwę, wybitniéj fizjognomja kraju się zarysowuje: chaty, płoty, wozy, stroje, widocznie nie takie jak u nas. Zawicie głów kobiecych, sam charakter pięknych niekiedy twarzy postrzegacza zajmują. Tutaj kobiety piękniejsze, mężczyzni mniéj dorodni i niepozornego oblicza; gdy na Wołyniu i Podolu mężczyzni mogliby za wzór służyć snycerzowi, a na ich towarzyszki spójrzeć niepodobna. To zdaje się powiadać o ucisku kobiet i cięższém nierównie życiu niewiasty wieśniaczki w Rusi Wołyńskiéj.
Kraj dziwnie płaski, przecięty gajami z brzóz