Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

41
DOLA I NIEDOLA.

— Jakże się ma... matka? — zdobył się na pytanie Adam.
— Ono to żyje biedactwo — odrzekł Jermaszka — ale jak!... Potrząsnął głową. — Z nią to my, proszę pana, uradzili... dodał — abym ja do panicza przyszedł. Wy tu sami wśród obcych ludzi, a tu lud nie nasz poczciwy. Wszyscy mówią: trzebaby wam mieć choć jednego, na któregobyście spuścić się mogli, coby się dał za was ukrzyżować i zabić. Ja sobie powiedziałem: pójdę ja..
Pan Adam poczuł przecie ofiarę, ale nie zrozumiał jéj potrzeby, i lekko ruszył ramionami.
Dziękuję ci za dobre serce, Jermaszko! zawołał; ale jakże tu żyć potrafisz, i co tu robić będziesz?
— E! paniczu! jaśnie wielmożny panie! — poprawił się sługa — nie troszczcie się o mnie... Prawda, straszno w pierwszéj chwili, i mnie się zdało, że oni mnie chyba surowego zjedzą; ale... Te śmiechy ich jak noże szły w serce do głębi, ale się ja już nie boję. Co ja będę robił? No, to się zobaczy: znajdzie się. Taż to i ta służba nie porodziła się w galonach... A no, siądę pilnować pańskiego dobra, a baczyć, aby się paniczowi co złego nie stało... Przecię się przydam jakoś; bądźcie spokojni... Weźcie mnie ino na próbę.
— Ale ty tu nie wytrwasz!
— Ono to, gdyby się słuchało tylko lenistwa, to by się pewnie uciekło na wieś — rzekł Jermaszka; — ono to prawda... ale jak człek czuje, że mu się co robić należy, to ono znowu co innego... Ja ich w parę dni bać się nie będę.
Pan Adam zawahał się jeszcze przyjąć nowego sługę bez wiadomości żony, ale miarkował, że powoli do