Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/369

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

361
DOLA I NIEDOLA.

trzeba się wynosić. Ale o wynagrodzenie trudów, ba i obelg, swojego czasu upomnieć się potrafimy... tylko się jéj trzeba dać wysapać. Sama ona tę sprawę będzie musiała zacierać.
Jeszcze w Brześciu Jermaszka dochowywał tajemnicy i zjadł obiad za kasztelana, gdy pod wieczór gwar powstał w klasztorze... Nadjechał Platon, pobiegł do starosty, zbiegli się wszyscy do baszty strzeżonéj pilnie, aby się przekonać co się i jak z więźniem stało.
U drzwi pachołek ze starą rusznicą chodził bardzo pilnie... wewnątrz na łożu zastali Jermaszkę, który nogi na poręcz założywszy spał... Rozbudzono go w sposób niegrzeczny... śladu kasztelana nie było.
— Co ty tu robisz? — ofuknął podstarości sługę — gdzie delikwent?
— Albo ja wiem! rzekł Jermaszka. Od rana na niego czekam... wszakże go straż wzięła i powiodła do sądu?
— Kiedy? jak?
— W nocy!... dodał sługus, udając głuptaska.
Popatrzali mu w oczy, ale choć Jermaszka nie był zaiste dowcipny, i miał minę stworzoną na udawanie głupoty prostakowatéj, gdy chciał jeszcze z nią się popisać, to go najpodejrzliwszy z ludzi nie posądził o kroplę chytrości. Zaczęto go dopytywać, — on tymczasem jadł chleb, odpowiadając trzy po trzy, żuł, głową obracał, włosy targał... widząc go więc całkiem obałamuconym na umyśle, dali mu pokój. Spytał ich jeszcze, ciągnąc za rękawy z kolei, czy może sobie iść? a dostawszy odpowiedź, żeby do licha ruszał, zabrał manatki i wysunął się tak w duszy szczęśliwy i spokojny, że mu się aż z tego szczęścia płakać chciało.