Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/246

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

238
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— I możecie być o mnie spokojni, odparł dumnie pan Adam: potrafię się wyrzec wszystkiego i wzgardzić tém, co mi wczoraj wysokiéj zdawało się ceny.
— A nie byłożby innego wyjścia nad wzgardę? spytał kusiciel z uśmiechem.
— Nie widzę, rzekł pan Adam.
— Chwytając się tych, co ludzi potrzebują — poddał Maluta.
— Kogo? mów jaśniéj! Kto mi wyciągnął rękę? kto mi dał dowód, że na niego liczyć mogę? Nikt!..
— No! no! o tém potém, jeszcze może — zabełkotał Floryan — swojego czasu pomówimy.
Kasztelan zamilkł obojętnie. Chłód jego pozorny, ale dobrze odegrany podraźnił Floryana; nie rozumiał już nic, widział jakieś nadzieje, których odgadnąć nie umiał. Spróbował odgrzebywać, zaczepiał w rozmowie o parę rzeczy, o króla, o ambassadorów, ale p. Adam milczał posępny.
— Cóż tu tak WP. Dobrodziéj siedzieć będziesz sam w domu? odezwał się w końcu. W światby wynijść należało, jeżeli mi radzić wolno.
— Po co? zapytał kasztelan.
— A no, choćby się rozerwać i czarne myśli rozpędzić...
— Nim nawet ta, któréj winienem wszystko, została pogrzebiona?
— Zdaje mi się, że niepotrzeba, aby go ludzie posądzali czy to o żal zbyt wielki, czy o stosunki zbyt ścisłe — cicho odpowiedział Maluta.
Kasztelan ruszył ramionami.
— Niech sobie myślą i mówią co chcą... Ona stanęła przed sądem bożym, ja powinienem znieść wszystko... Zostaw mnie pan samemu sobie.