Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

235
DOLA I NIEDOLA.

— Mój kochany... począł kasztelan, ale się zaraz wstrzymał. Rzekłbym ci coś, ale ty mnie nie zrozumiesz....
— To nic, proszę jegomości, niech się jegomość wygada, zawsze to lżéj, jakby się w kaszlu flegmę zrzuciło. A może ja też co i skmetuję.
— Wam, mój kochany, takie życie starczy i chleb ten smakuje; ale mnie, com już do innego przywykł, com zakosztował innego... ta cisza, i ten spokój, i te wiejskie rozkosze...
Machnął ręką pan Adam.
— Ono to się trochę rozumie, odparł Jermaszka; ono to i prawda po trosze... Ale co to, proszę jegomości! od prostych a zdrowych rzeczy to choć człek odwyknie, łatwo się do nich przyzwyczai. Na polewkach pańskich przyjdzie rychléj niesmak i znużenie, a chleb razowy zębów nie połamie i nie przeje się nigdy... Warto spróbować.
I zbliżył się Jermaszka, ściskając go za kolana prawie ze łzami.
— Człeczysko to głupie — rzekł cicho — ale są takie rzeczy, że się ono rozumie, jak nie głową to sercem, proszę jegomości. Ej! ej! posłuchajcie dobréj rady choćby od głuptaska, wracajcie na swój zagon, do staréj matki: zobaczycie, że wam się serce uleczy, a pamięć wyzdrowieje... Cożeście tu mieli za szczęście? a ile bolu!
W téj chwili zapukano do drzwi. Pan Adam zdziwiony, bo się już nikogo nie spodziewał, z jakąś iskierką nadziei zwrócił się ku drzwiom; prysnęły przed nią wszelkie postanowienia, z pośpiechem gorącym zawołał:
— Proszę!