Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

195
DOLA I NIEDOLA.

dobrego wychowania, był hołdem oddawanym piękności, a gdy ona znikła, słodko ją przypominał. Wydawałoby się to dziś śmiesznie dla nas, cośmy przywykli obchodzić się z kobietami poufale, grubiańsko lub obojętnie, ale ta komedya barwę szczególną dawała epoce.
Młodzi, starzy, stare i młode udawali zalotnych, jeżeli z natury nie byli takimi, tak jak puder sypano na włosy, aby dla wszystkich siwemi uczynić. Należało do dobrego tonu być niezmiernie czułym i okazywać kobietom miłość i żądze płomienne; udawano namiętność nie mając jéj, paliły się nie serca, ale głowy.
Najwywiędlejsze wdzięki pań, których róż i bielidło krajały napróżno wyciągane zmarszczki, uśmiechały się do skrzepłych adonisów, wysznurowanych i wyperfumowanych; dzieci umizgały się do dzieci, miłość była godłem społeczności, która wcale kochać nie umiała.
Król, który wśród zepsutéj Polski jak sułtan w seraju uśmiechał się secinom podbitych piękności, do których dla rozrywki wzdychał z kolei, w każdéj z tych twarzy uśmiechniętych do niego znajdował wspomnienie. Zbliżył się do kasztelanowéj z gracyą podstarzałego adonisa.
— Jakaż szczęśliwa gwiazda — rzekł — sprowadza tu kochaną panią do mnie? Czemużem winien chwilę tak miłą?
— NPanie — odpowiedziała żywo Krystyna, rzucając się na krzesło z wyrazem prawie gniewu, — odgadujesz WKM. łatwo przyczynę mego przybycia po tym, który mnie tu poprzedził przed chwilą. WKMość przyjmujesz tego człowieka? myślisz się nim może opiekować? znaszże WKMość tę... poczwarę?