Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

173
DOLA I NIEDOLA.

wypłacił mu tylko część należnego z powodu urodzenia długu.
W rok po śmierci mojéj matki, którą serdecznie opłakiwał, przyjaciele i rodzina, jakem się późniéj dowiedziała, z powodu iż nie miał syna i dziedzica imienia, namówili go na drugie małżeństwo. Zaledwie wyrastając z dziecka, nie wiedziałam wcale o tém co się koło mnie działo, prawie do chwili, aż gdy panny służące szczebiocząc i płacząc na przemiany, ubrały mnie w białą sukienkę, zawinęły loczki i niebieską włożyły przepaskę... Wszyscy znajdowali mnie prześliczną, ale ja byłam gniewna i smutna przeczuciami jakiemiś.
Przyprowadził mnie sam ojciec do wielkiéj sali, i postawił drżącą przed kobietą otoczoną kołem mnóztwa wystrojonych gości i rodziny naszéj. Kazano mi ją uścisnąć i nazywać mamą. Ona rzuciła się do mnie dosyć żywo, ale brylantowa śpilka, którą miała u piersi, mocno dosyć zadrasnęła mi czoło. Pierwszy jéj uścisk był dla mnie bolesną raną.
Była to moja macocha.
Nie wystawiaj jéj sobie tylko tak, jak ją pospolicie lud nasz pojmuje i maluje. Tyś ją też podobno widywała, ale późniéj, gdy już nie była tak piękna i szczęśliwa jak w tym dniu. Mimo pieszczot nieznajoméj, mimo najczulszych wyrazów, poczułam do niéj nieopisany jakiś wstręt i odrazę, za to szczególniéj, że śmiała chcieć nazywać się matką moją i tego drogiego anioła zastępować.
Nigdy nie zapomnę, jak mnie od pierwszego wejrzenia uderzyła jéj piękność surowa, zimna, ostre rysy, płomieniste oczy i zaciśnięte wargi wązkie. Po-