Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

163
DOLA I NIEDOLA.

Wedle pana Adama, który od dzieciństwa widział w sobie jakąś uprzywilejowaną istotę, Opatrzność, jeżeli była jaka, winna się była nim opiekować, pieścić go, nosić na ręku, wybaczać mu wszystkie jego występki, wszystkie kroki fałszywe naprawiać, i głaskać go za to, że raczył żyć i czegoś od niéj zażądać. Nie czuł się obowiązanym do niczego, ale wymagał za to wiele. Sfałszowane pojęcia, ostygłe serce, nie dawały mu dostrzedz prawdziwych przeznaczeń człowieka; burzył się na to, co mu przeszkadzało, nie umiał za nic być wdzięcznym.
Bywa tak zawsze z tymi, których los na ręku ponosi i od kolebki upieści. Jermaszka widząc jak się p. Adam zadumał, pocałował go w rękę po cichu, łzy mu się potoczyły po twarzy.
— A! panie! panie! dodał: tu nic dobrego nas nie czeka... Idźmy ztąd, uciekajmy... Kawałek chleba czarnego nie gorzki gdy swój własny, a dach słomiany stanie za ich blachę. Na cóż nam więcéj?
— Ty nic nie rozumiesz! zawołał kasztelan.
— Ono to się nie rozumie, prawda... rzekł wzdychając Jermaszka; ale cóż daléj tu robić? czy głową mury przebijać?
— Tak — przerwał pan Adam — albo mur pęknąć musi, albo głowa!
I pięścią w stół uderzył.
— Idź spać i zostaw mnie samego.
Pozostawszy sam z sobą, kasztelan siadł i napisał długi i szeroki list do króla, wyspowiadał się ze swych losów i oddał się pod jego opiekę, a najpierwéj prosił o osobne posłuchanie.
Nazajutrz rano, pan Floryan przeciwko swemu zwyczajowi, po raz już drugi nie nadszedł; list został