Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część II.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

117
DOLA I NIEDOLA.

nienia pana Adama tak dziwne dawała znaczenie, że po twarzach rozbiegały się jeszcze raz źle tajone ironiczne uśmiechy.
— O! mnie — odparł rumieniąc się zagadnięty — bywało różnie!
Wyrzekł to cały gorejąc od wstydu, czując, że byłby starostę zdusił, gdyby mógł, bo widział, że zapytanie rzucone było nie bez zamiaru ukłócia.
Zawrzało mu w piersi z upokorzenia.
W téj chwili prawie dama — wygrała. Komandor uśmiechając się pokłonił przed starostą, wskazując mu kupę dukatów... Szczęśliwy gracz poziewnął.
Panu Adamowi podsunięto dwieście dukatów, którychby był wolał nie wygrać, bo usłyszał po za sobą szept:
— Ten zawsze z babami szczęśliwy!
— A no! jeśli tak — zawołał — to jeszcze czterysta na damę!
— Dobrze, a ja do twoich kasztelanie dokładam wszystko co wygrałem. Tak wierzę w twoje szczęście do dam — rozśmiał się starosta.
— O! tego już nie trzymam! rzekł komandor.
— Czego? moich trzydziestu dwóch tysięcy? Wstydź się, to nie po rycersku! a przecię jesteś komandorem maltańskim, i zląkłeś się 64 tysięcy dukatów!
— Nie, ale się lękam damy, z nałogu, z tradycyi, i dla tego, że przeciw wam idę — zaczął gospodarz.
Żarciki szły dokoła, jakby grano o fraszkę... Starosta cofnął trzydzieści, ale postawił pięć tysięcy. Nastąpiła cisza długa; po kilku passach dama wygrała.