Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

75
DOLA I NIEDOLA.

pasem. I nie ta jedna była z nich korzyść, boćby żaby i węże, i inne wszelkie plugawstwo zagęściło się bardzo w takich dołach i wilgociach, gdyby ich nie ścigały i nie prześladowały stróże bociany pilnujące dokoła dworu.
Bywało, gdy rano wiosenną porą wyjrzysz w dziedziniec, kiedy się tylko na brzask bierze, a ludzie po ogrodach i podwórzu jeszcze się nie kręcą, gotoweś był powiedzieć, że po nich objęły gospodarstwo bociany, tak sobie chodzą swobodnie i po domu i pod domem, i po ścieżkach ogrodu, i gdzie im się podoba. A gdy człowiek nadejdzie, nie zrywają się przestraszone, ale podnoszą się powoli ciężkiemi skrzydły, niby ustępując mu przez uszanowanie, nie podkurczywszy nóg nawet, i zaraz o kilka kroków znowu siadają, dybiąc daléj na żer i oczyszczanie zakątków.
Jak oni z ludźmi, tak ludzie z niemi dziwnie też byli oswojeni; często nawet dwór pana Kaspra zwano dla odróżnienia od drugiego „bocianim dworem“, i śmiano się z téj przyjaźni dla długonogich ptaków.
Tyleż prawie co gniazd bocianich było tam dzieci. Poczciwe żonisko pana Kaspra od pierwszego roku po wyjściu za mąż, chwili nie miało od nich spokoju: jedno po drugiém następowało tak szybko, że czasem po dwie mamki bywało we dworze. Pan Kasper był to człeczek krzepki, pracowity, niewiele troszczący się o jutro, pełen wiary w Opatrzność, spełniający swe obowiązki z przekonaniem, że Pan Bóg także o swoich względem niego nie zapomni; ufny w to, iż kogo stworzy, tego nie umorzy, a byle gęba, chleb się znajdzie. Gdy się do czego wziął, to do zdechu i do upadłego się nad tém uznajał; dla tego często nawet zapadał, bo już wówczas na zdrowie swe nie patrzał