Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

67
DOLA I NIEDOLA.

Załamał ręce. Schwycił go pan Baltazar za prawicę.
— Czekaj bracie, nie rozpaczaj; czyż dziecinna płochość, któréj chłopiec już może żałuje, tak cię ma srodze obchodzić, lub tak wiele znaczyć nierozwaga?
— Znaczy wiele, rzekł surowo Krzysztof; znaczy wiele... Kto w tym wieku nie ma serca, już mu ono nie wyrośnie: nie! Nie mam syna, ale dla matki odebrać go potrzeba, aby biedna kobieta we łzach się nie roztopiła... Jam już na wieki sierota.
— Niechże pan stolnikowicz, siako tako, nie desperuje, zawołał Zamszyc. Chłopię to jeszcze małe odmienić się może... nazbyt miękkie to...
— A zkądże téj miękkości nabrał? zkąd to kwiatkiem wyrosło, gdy ja kłosa pełnego z niego się spodziewałem? przerwał ojciec. Bóg pokarał; nie cieszcie mnie: o mnie starego tu nie chodzi. Nie będzie komu wylać się umierając, zostawić myśli i woli ostatniéj; ale Bogu niech będzie chwała i fiat voluntas Tua... Mnie już dziś o tę moją drogą Annę tylko idzie... Gdy się dowie — a! nie mogę pomyśleć... Kobieta biedna może życiem przypłacić; a jéj życie to i moje razem... Zostanie sierotą i zginie zostawiony sobie.
— E! słuchaj-no panie bracie — rzekł Baltazar — z czarnemi myślami precz, jak mówi piosenka: one rozum zamącą. Chłopca odebrać, a dać go w rygor ścisły, to się jeszcze jak skóra wyprawi, choćby na surowiec, ale go dobrze kręcić... A nam też ludzi potrzeba z surowcu, bo nasz świat nadto się safianowy coś robi: nie będzie z czego wkrótce uszyć pasa, gdy przyjdzie chwila ciągnąć. Co prawda, to prawda!
Zamszyc głową, usty i rękami potwierdzał co kto mówił, byle nań nie krzyczano; pokorny był i zbiedzony nad wyraz.