Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

345
DOLA I NIEDOLA.

sam na sam, spojrzeli na siebie zimno, ale przenikająco.
— Dla czegożeś tu przyjechała? szepnął Adam.
— Dla czego? O! nie rozumiesz więc — z tłumionym i nieszczerym śmiechem odparła kobieta: — chciałam własnemi przekonać się oczyma, jak wielką dla mnie czynisz ofiarę... Ale tu nie miejsce mówić o tém — przerwała żywo — mogliby nas podsłuchać. Zrobię tak, aby mię poproszono, żebym przenocowała... ty uczynisz tak, abyś do mnie mógł przyjść wieczorem, gdy się rozejdziemy, ale koniecznie.
Rzecz była niebezpieczna i trudna, p. Adam zawahał się nieco.
— O! ale to być musi! rzekła z przyciskiem — mamy z sobą o ważnych rzeczach do pomówienia.
Wtém posłyszawszy szelest sukni nadchodzącéj Julii, dodała:
— Jakże ślicznie kwitną te laury! przypominają Włochy.
Julia weszła. Oko jéj z jakiémś niedowierzaniem instynktowém spoczęło na obojgu; ale Krystyna była niedocieczona, a Adam stał opodal i szczypał roztargniony kwiatki, o których była mowa. Na jego twarzy malowało się tylko jakby wielkie, majestatyczne znudzenie.
Począł się zaraz użalać na ból głowy niezmierny, dokuczliwy, i zażądał odejść do siebie, aby się wcześniéj położyć i usnąć. Migreny naówczas były w modzie, podlegali im i mężczyźni wielkiego świata. Julia nie okazała się wcale przeciwną odpoczynkowi po podróży. Znikł więc pan Adam wcześnie z horyzontu, i nie ukazał się więcéj: przyjaciołki pozostały sam na sam.