Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

315
DOLA I NIEDOLA.

pinami od jabłek i cukrem, staruszka ze łzami w oczach stała wciąż przed karczmą, patrząc na jéj okna, jak te biedne kwoczki, które wychowawszy kaczęta, gdy dzieci wypłyną na wodę, stoją u brzegu, biegają, krzyczą, nie mogąc się w pław puścić za niemi.
Inaczéj ona to spotkanie sobie wyobrażała: łudziła się zawsze, że ją syn kocha, że tęskni do nich, że pozostał dzieckiem jéj wnętrzności... Tłómaczyła go, uniewinniała, czekała... kłamała przed sobą.
Adam tymczasem, acz niespokojny, grał rolę pana, rozmawiał z gospodarzem Pinkusem, wydawał rozkazy, a przez szyby okna oko jego wybiegając, spotykało nieruchomą postać matki, stojącéj wpośród drogi, płaczącéj, niemającéj siły z miejsca się poruszyć. Chciała biedz ku niemu, nogi jéj drżały; pytała siebie, czemu do niéj nie przychodzi? w głowie jéj zawracało się, myśli plątały.
Dumny paniczyk nie wiedział także co począć: sromał się własnéj rodzicielki przed gawiedzią dworu i kilku ludźmi obcymi.
Chwila ta trwała długo jak wszelkie męczarnie. Nareszcie, gdy już biedna Anna machinalnie miała zwrócić się ku kościołowi, aby pójść u Boga żebrać litości, w głowie jéj zaszumiało, zakręciło się, uczuła gorąco, blask ją jakiś oślepił nagle, zadrżały nogi, upadła zemdlona.
Wtém z za węgła budowy jak widziadło wysunął się Dyogenes, który po raz może pierwszy od lat wielu porzuciwszy skrzypki na łaskę bożą na przyzbie karczemnéj, przypadł wylękły do omdlałéj, pochwycił ją na ręce, podniósł jéj głowę wybladłą... Razem służąca i Jędruś nadbiegli do swéj pani, zrobił się przed gospodą wielki tumult, na który przez okno tylko