Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/295

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

287
DOLA I NIEDOLA.

Gdy naostatek przyszło do tego, że Adam wyznał, iż z nią tylko mógłby być szczęśliwy, bo ona go jedna zrozumiała, — zmieniła się Krzysia i schwyciła go ręką żelazną.
— A gdybym ja poszła za ciebie — odpowiedziała, — gdybym uczyniła tę ofiarę... cóż poczniesz z Julią? Ona będzie w rozpaczy, ona z tego umrzeć może... jabym sobie tego nie darowała nigdy!...
To mówiąc płakała ładna hyena, a ząbki jéj białe śmiały się w przymkniętych na pół usteczkach.
Adam milczał. Czuł on dobrze sam, że drugi raz w życiu popełnia szkaradę, niewdzięczność, zdradę; czynił to nie z namiętności, któraby go do pewnego stopnia uniewinnić mogła, nie przez miłość, któréj nie znał, bo wszystkie piękne i młode kobiety jedno na nim wrażenie robiły — ale przez chłodną, pożerającą go ambicyę i żądzę wyniesienia.
W głowie jego od pierwszéj chwili, gdy siadł pod farą w Białéj do powozu kasztelanowéj, gnieździła się myśl jedna, nieprzerwana, ciągła, jakiegoś nadzwyczaj świetnego zgotowanego mu losu. Zdawało mu się, że to należy mu się od Opatrzności, że dla doścignienia tego wszystko poświęcić powinien. Pnąc się do tych blasków świecących dla niego w górze, nie zważał na to, co gniótł pod nogami, co za stopnie służyć mu miało. W tym pochodzie nienasyconéj ambicyi, zawsze jednaki szał obłąkiwa ludzi: idą po trupach, gniotą co napadną, depczą świętości, wywracają ołtarze, ścielą pod nogi uczucia, a zdaje im się, że to nieokreślone stanowisko, które zdobędą wszystkie ofiary opłaci.
Ambicya, jak inne namiętności, nie rozumuje wcale, nie oblicza kosztów, jakiemi nabywa to, czego jest chciwa; jest to może tak ślepy, zwierzęcy instynkt