Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dola i niedola część I.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

95
DOLA I NIEDOLA.

sobie niespokojnie z panem Baltazarem; ale pogodny wyraz twarzy i uśmiech, z którym ich powitała, zbił ich z tropu.
— Ale co to jejmości, moja panno? spytał Krzysztof. Oczy masz czerwone?
— Ja? chyba od dymu, bom w piekarni siedziała trochę — odpowiedziała małżonka wspinając się na palce, aby go objąć za szyję i pocałować, — a czegożbym ja płakać mogła?
— Alboż mówiłem, żeś płakała? podchwycił mąż niespokojny.
— Może mi się zdawało? po cichu szepnęła Anna.
— Jam tylko zobaczył oczy... ale...
Uśmiech nowy a serdeczny zupełnie uspokoił męża; ale pan Baltazar zimniejszy, ledwie się z pyłu otrząsnąwszy, pobiegł co żywo do ludzi na folwark, aby lepiéj prawdę zbadać.
Zastał ich w kuchni w podejrzany sposób coś między sobą szepczących.
— Héj, Janek! odezwał się na fornala — chodź ino tu! Kto jejmości powiedział o synu? He?
— Dalibóg, nie ja! zawołał przerażony fornal.
— Otoż masz! chwytając się za głowę, krzyknął Baltazar — mów mi zaraz, kto?
— Ja tylko mówiłem gospodyni, co mi powiedział mieszczanin, a Ustysia pobiegła i zaraz wyśpiewała jejmości...
Nie mówiąc już słowa więcéj, Baltazar smutny powrócił do dworku. W izbie pierwszéj siedzieli oboje przy sobie starzy; ale Anna widocznie kryła przed mężem, że wiedziała o synu, a oczami dała znak tylko bratu, domyśliwszy się powodu jego wycieczki na folwark, żeby jéj nie wydawał.