Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A poemat? a Wschód? — zapytał hrabia.
— Poemat zwycięży — rzekł Adrjan. — Słabość ludzka odzywa się we mnie.
— Może instynkt zbawienny — dodał Sieniuta; — któż wie, czy duch twój nie potrzebuje wrócić do gniazda?
— Nie — to pokusa wprost — odparł poeta. — Poemat ma nieprzyjaciół, ma wrogów, co by go we mnie zabią chcieli. Czuję ich — bronić się im muszę. Najstraszniejszym z nich to lenistwo i cielesne znużenie... Są chwile, że mi one cudnemi barwy malują szczęcie jakieś ciche, półsen spoczynku w drzewach zielonych, z ukochaną u boku!! Lecz poddawszy się pokusie tej, musiałbym zginąć.
— I sprzedać nieśmiertelność za półmisek soczewicy na wsi przy śpiewie słowików! — rzekł hrabia.
— Nieśmiertelność! — rozśmiał się Adrjan — mniejsza o nią, idzie o co innego. O to, aby spełnić posłannictwo swoje i nie sprzeniewierzyć się namaszczeniu doń w kolebce...
Profesor patrzał z zachwyceniem na ucznia; w twarzy przyjaciela widać było ironię, która w duszy jego grała... Tą bronią walczył on przeciwko wrażeniu, jakie na nim czynił poeta, z ciężkością mu się mogąc oprzeć.
Po powrocie do mieszkania wszyscy już byli znużeni i Adrjan pierwszy zażądał się usunąć do swego pokoju dla spoczynku. Profesor, który bardzo to pochwalił, sam jednak wyszedł na balkon, po cichu może powtarzając swojego Horacyusza:

Nox erat, et coelo fulgebat Luna sereno,
Inter minora sidera.

Hrabian Marjan, który nierad się sam z sobą zostawał i zabawiał, pociągnął za nim.
— Panie profesorze — odezwał się po chwili — od niedawna mam przyjemność znać pana dobrodzieja, ale wspólna przyjaźń dla Adrjana zbliża nas do sie-