Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Dajmon.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pierwszym planie, morze w oddaleniu, massa warjantów... Skały same i morze... Pieczary, które woda wiekami dla pani wyżłabiała... Są niektóre śliczne... Grota verde? nie prawdaż? Widok na Capri! Mury niektóre w Sorrencie. Mostek nad przepaścią. Cóż więcej?
Miss Rosa, choć chwilę się zawahała nim odzyskała swobodę umysłu i słowa — uśmiechnęła się otwierając album.
— Wiele więcej jest jeszcze! — zawołała. — Najprzód nie mówisz pan o tem, że jeden temat w dwóch różnych oświeceniach staje się nowym, tak jak dwie z jednej blachy odbite aqua-forty Rembrandta mogą być zupełnie różne.
— Ale dla nas profanów? — wtrącił Adrjan.
— Nawet dla — miłośników sztuki — poprawiła grzecznie Angielka... Capri jest takie maleńkie, a seciny malarzy czerpią z niego od wieku, i coraz coś nowego przynoszą. Tu nawet nie potrzebuję tego mówić panu, że nowe jest nie w starem Capri, ale w młodych oczach i duszy artystów...
— Tak — potwierdził Adrjan — nowe jest w nas, choć nie zawsze, trzeba, aby natchnienie jak anioł Tobiaszow oczy zastygłe otwarło.
Westchnął.
Rozmowa wszedłszy na ten tor poważny toczyła się nim, jak niegdyś wozy kamiennemi kolejami ulic Pompei, nie zbaczając już w stronę, nie tykając draźliwego nic. Jakiś smutny spokój, przykrzejszy może od walki, co go poprzedziła, obwiał wszystkich. Wiał on od poety, ale trupim chłodem jakimś, mrożącym i przejmującym.
Jedna miss Rosa miała dosyć siły, by z drżeniem w głosie, zachować pozorną myśli swobodę. Zmuszała się do tonu Adrjana, aby nastroiwszy do niego; wyprowadzić go w inne sfery. To się jej jednak nie powiodło: pozostał czem się nagle uczynił przed chwilą, pod wrażeniem wymówki, pod zarzutem braku serca.