Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z brylantami na palcach, zaproponował wziąść się do gry.
— A pan gra? spytało kilka głosów Adolfa.
— W jakąż grę?
— Rozumie się w faraona lub sztossa, w lewo, w prawo — to jedyne gry co nie łamią głowy.
— Tych gier całkiem nie rozumiem, odpowiedział z cicha Adolf, któremu od dzieciństwa wpojono wstręt zbawienny od podobnego rodzaju zabawy. Zadrżał mówiąc to mimowolnie, jakby mu zbrodnią zaproponowano.
— Jak to? Pan nie gra? nie gra? nie umie? zawołali wszyscy i zaczęli szeptać między sobą — Fryc, fryc — frejer.
Łysy jegomość siadł, wysypał na stół garść dukatów i rozpieczętował talją, mówiąc.
— Tymczasem tylko sto — zabijcie banczek, będzie więcéj.
— My do stu dukatów, nie myślemy poniterować, zawołało kilku.
— No! no! to jeszcze sto, rzekł łysy, sypiąc znów na stół dukaty — Ja nie żałuję dla was, bylebyście po ludzku poniterowali, nie jak studenci. Adolf w czasie tych preludjów,