Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wykrzywiał. Kto wie, czy już w godzinę po ślubie, nie żałował, że się ożenił, widząc tę kobiétę, którą brał dla siebie, uśmiechającą się, dworującą z każdym, prócz niego. — Ale wist wymagał uwagi, półkownik rzucił całą swą duszę w karty, bo grali punkt po pół dukata, i w krótce zapomniał o żonie, tak dobrze jak gdyby się nie żenił.
Trzeba było widzieć Julją; — jaśniejącą swojém szczęściem, swoją swobodą, okupioną kilką słowami u ołtarza, trzeba było słyszeć jéj rozmowę z Adolfem, pełną zapału, poetyczną, śmiałą, dowcipną, trzeba było uważać z jaką radością mówiła mu, iż nic jéj nie zostaje teraz do życzenia, że dostąpiła królestwa swego na ziemi, bo zamąż poszła. Cieszyła się zupełnie jak student, który skończył szkoły i wybiegł na świat zmyślą, że jego biegu, jego popędów, namiętności, nie skrzyżuje już dyrektorska powaga, że jego czasu nie zjedzą obmierzłe mu xiążki, w których nie widział życia, tylko zasuszone słowa, leżące na bibule, jak trupy w katakombach.
Wszyscy byli zajęci — Julja rozmawiała