Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

pół mili od domu! Co za błahe kłamstwo! Maszże mnie za głupiego, dla tego żem dotąd nie widział przygotowań waszych? Wierzyłem ci i byłem ślepy tą wiarą — lecz, teraz, bądź zdrowa —
Słów nie stało na odpowiedź kobiécie, oczy jéj zaszły łzami, krzyknęła przeraźliwie, okropnie, Alexy podniósł się z siedzenia, na którém się kręcił, jak na gorących węglach.
— Ale ja, rzekł połykając połowę wyrazów, ja staję w obronie, bo na honor, że wcale kogo innego chciałem uwieść — Biorę świadkiem pana Djonizego; potém napróżno postrzegłszy omyłkę krzyczałem, bo Djonizy, czy nie słyszał, czy —
— Dośćże już tego, z śmiechem strasznym krzyknął mężczyzna, dość, głupcze; ciesz się teraz tą kobietą, którą odebrałeś dzieciom i mężowi. Miałaż pójść za kim!
— Mężu, przerwała kobiéta, zbierz przytomność, pomyśl, zastanów się, czy Henrykę twoją, o taką zbrodnią możesz oskarżyć, mężu, nie dręczże mnie dłużéj! Boże! daj mu upamiętanie! O! spalę się ze wstydu!
— Ale niech się pan zreflektuje, rzekł ła-