Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie przepadłeś, czy to na to ratunku niema.
— A jakiż ratunek?
— Wykraść! Choć to siostra moja, ale ja kiedy czyj przyjaciel to przyjaciel — sam radzę i pomogę.
— Ślicznie by to było, cicho odrzekł Alexy ściskając łapę Djonizego (ręką bowiem tego nazwać nie można) ale widzisz wykradać, to się trzeba dobrze namyśléć, bo to i ten Półkownik, kto jego wié jaki on.
— Cóż?
— Ja się go boję, taki rubacha, gotów bić się.
— On! co ledwie z kanapy na kanapę sapiąc przelezie!
— Ależ to potrzeba namysłu, to nie fraszki wykraść, to ryzyka panie! A potém jak to ułożyć? Możeby Julij o tém oznajmić?
— A! broń Boże!
— No — otóż widzisz, choć ja miarkuję że ona mnie kocha, bo i xiążek pożyczałem i żartowała ze mnie i wszystko, ale jak się to jéj czasem nie podoba?
— Jakże to może być, kiedy ty mój przyjaciel?