Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cztery wesela.pdf/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Półkownik z ukontentowania wielkiego łajał bez braku, miary i końca, kogo tylko spotkał. Ślub stante pede miał się odbyć za dwa tygodnie.
Lecz spójrzmy na Pana Alexego, kochanka obódwóch Sędzianek, który dotąd nie mógł się zdecydować w wyborze jednéj z nich.
Dzień był słotny. Alexy siedział w domu, wyglądał oknem, ziéwał, fajkę palił, świstał, grzał się u komina, bo cóż innego robią w dni pochmurne starzy kawalerowie, jeśli nie śpią? Wtém z trzaskiem i hałasem kolaska zajechała przed ganek, Alexy poznał po koniach Pana Djonizego, i wybiegł do sieni.
— Szanownego! a niechże cię uscisnę! zawołał, jakiżeś poczciwy, żeś się zdecydował odwiedzić mnie choć w słotę. Nudziłem się jak ostatni, ślicznieś zrobił żeś przyjechał — Bóg ci zapłać! Chodź do pokoju!
— Och! och! odpowiedział Djonizy, i z nowinami bo przyjechałem.
— No, to tém lepiéj.
Po chwilce.
— Kochasz ty moją siostrę szczerze?
— Co? jak to? którą?