Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Krzykiem który się zmienił w śmiech dziki, rozdarła się pierś Róży, która klasnęła w ręce...
— On? zemną? ja w łachmanach do ołtarza... i pijana... i tysiące świadków? nieprawdaż... poczęła wołać — możeż być zemsta słodsza... a u ołtarza już plunę mu w oczy i zawołam przy świadkach, na kościół cały: — ja żebraczka, ulicznica nie chcę cię — boś ty gorszy łotr i zbój i nie warteś mnie...
— A! daj mi taką chwilę — a umrę szczęśliwą; — dodała, na kolana rzucając się Róża.
— Cicho! na Boga! cicho — i uspokój się, rzekła generałowa — zostaw mnie staranie... Skórski nie długo będzie jak ty żebrakiem... naówczas...
Ściągnęła brew generałowa i dodała ponuro: — naówczas muszę uczynić to z mężem, aby on mi dopomógł. Nienawidzę go, ale mam nań sposób — coś znajdę; on mnie nie cierpi, lecz się ulęknie...
Róża spojrzała w zwierciadełko wiszące przy umywalni...
— A no! i nie tak już haniebnie wyglądam jak dawniéj...
Wzięła się po dawnemu w boki...
— Jego sprawą upadłam... niechże mnie dziś weźmie taką jaką uczynił... Należy mu się to... O! że będzie kochanek szczęśliwy ręczę... Opowiadać mu będę wszystkie moje włóczęgi z cyganami i złodziejami... jakeśmy łotrowali na węgierskiém pograniczu... i słoninkę piekli z papryką przy wesołym ogniu, popijając gorzałką... Dżengo grał na cymbałach, drugi na drumli... a my szalały aż popadały jak martwe na ziemię...
Generałowa bladła słuchając, w tém w progu pokazała się główka jasna Lizki. Cześnikówna palec przycisnęła do ust, przestraszona i zamilkła jak złapana na uczynku. Twarz jéj zmieniła się, spuściła oczy pokornie zawstydzona. Dziecię czyniło ją inną, bojaźliwą i spokojną. Lizka przychodziła zapytać o coś od panny Teresy, a w istocie był to tylko pozór do przybliżenia się ku generałowéj, która ją lubiła i pieściła.
Względem żebraczki Liszka zachowywała się bojaźliwie, trzymała z daleka i choć biedna kobiéta wdzięczyła się do niéj jak umiała, dziecię nie mogło przemódz wstrętu. Posługiwało jéj chętnie, ale do zbliżenia się i pieszczot nie miało ochoty; takie na niéj wrażenie uczynił widok łachmanów i rozognionéj twarzy piérwszego dnia po przybyciu.
Generałowa pomówiwszy jeszcze z siostrą o jéj potrzebach, pożegnała i zeszła na dół, Lizkę trzymając za rękę. — Tu zastała Teresę nad