Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cie — miała podobno wonią ich się napawać. To pewna, że na białych jéj jeszcze ząbkach, nie było śladu téj ekscentryczności.
Pacierzyński, Radca, Skórski i dwóch młodzieńców wielkich nadziei, z których jeden już cały majątek stracił (co go mogło do pracy napędzić), drugi nigdy nic nie miał nad długi — składali towarzystwo. Pacierzyński był w werwie, i nikomu nie dał przyjść do słowa.
— Pytaliście się o generałowę, rzekł — a czemu nie o generała... tuby dopiéro było co opowiadać! Hę! bo tego znam i całe jego curriculum vitae od dzieciństwa umiém na palcach. Ojciec był jakimś urzędnikiem za rządów pruskich szczęśliwych, gdy bruki Warszawy trawa porastała. Ożenił się tu z polką, i syn pół po polsku, pół po niemiecku został wychowany. Mówią że te Hochewarty to goła jakaś szlachta nadreńska, potomkowie Raubritterów... W charakterze generała coś z tego zostało, bo to djabeł nie człowiek. Dumny, zarozumiały, fantastyk i ma coś w charakterze odstręczającego, dzikiego... Służył w wojsku pruskiém, bił się gdzieś na wschodzie, podróżował po całym świecie, powiadają że pojedynków miał mnóstwo, a — po cichu nawet twierdzą, że były gorsze niż one wypadki... że generał wcale się nie wahał sprzątać ludzi gdy mu zawadzali. Jedném słowem awanturnik... ale człowiek ciekawy bardzo. Zna Indye i Chiny, bywał w Afryce, czytał wiele opowiada z wielkim zapałem, chociaż żadnym językiem nie mówi dobrze, bo mu się wszystkie pomięszały. Bądź co bądź, choćby żonę kochał, bo mówią ze namiętnie do niéj jest przywiązany — nieszczęśliwa to być musi kobiéta. Zazdrosny jak Otello... To téż ona oczów na nikogo podnieść nie śmié...
A no, cóż! — odezwał się Pacierzyński, nie odmalowałem wam go dobrze?
— Nikt ci tego talentu nie zaprzecza, przerwał radca — ale o generałowéj przyznaj się nie wiele wiész... Wszystko oparte na domysłach...
Prezes ręką machnął.
— A no! a no! przyjdzie może do tego że się i o niéj dowiem więcéj. Przyznam się że znowu tak bardzo mnie ona nie zajmuje; kilka razy zbliżyć się do niéj miałem zręczność. O ile jeszcze dziś piękna i ponętna, o tyle zimna, odpychająca, dumna dla wszystkich... nie wiém czyście się przypatrzyli jéj wzrokowi? W jéj wejrzeniu jest coś przerażającego, strasznego, jakby chęć zemsty i pragnienie krwi.
Radca się rozśmiał — Romanse!