Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Cześnikówny.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dziesz waćpan do Warszawy. Jesteś tak jak dziedzicem Brończéj, chcesz być spokojnym, wejdziesz z nim na swoję rękę o nabycie długu... Dasz mu do kata, odczepnego pięć tysięcy rubli, dostaniesz odemnie za fatygę trzy — i interes będzie ubity... Gdy dług przeleje na ciebie, przynajmniéj z nory będę mógł wyjść.
— Byle się na to zgodził naprzód Dygowski, potém ten przeklęty generał — odezwał się ekonom, bardzo by to była dobra rzecz...
— Mnie tu już i cierpliwości brak i zdrowia — zawędzę się, mówił Skórski — nie wytrwam...
Mówili tak z sobą długo, a Cześnikówna słuchała... Nie ruszyła się, nie drgnęła, aby się nie zdradzić, przyczaiła, przypadła i wyczekawszy gdzie Cyrkiewicz na koń siadł, a pan Michał nazad poziewając do Leśniczówki wszedł, dopiéro się rozprostowała. Chciała na tryumf zaśpiewać, ale się powstrzymała; uśmiechała się tylko sama do siebie głaskając ręką po twarzy.
— Jaka ty, kochanie moje, rozumna, mówiła sama do siebie, — tylkoż miéj taki rozumek do końca...
Cichutko z krzaków się wydobywszy, puściła się znowu borem, ku swojéj dziupli, w któréj zwykła była nocować... Tu wlazłszy, zwyczajem swym uklękła, pomodliła się, potém łachmanami okryła i w pół siedząc, pół leżąc, z głową o wypaloną ścianę dębu opartą... usnęła, a przez sen śpiewała i mruczała noc całą.
Promienie wschodzącego słońca, wdzierające się do lasu przez wydarte polanki, zbudziły Różę... Wstała prędko, spuściła się z wyżyny i szła drożyną, która prowadziła od lasu do Brończéj i od miasteczka...
Nie była jeszcze pewną co ma uczynić, ale jéj słodko było że znowu ma w ręku nieprzyjaciela... Traf ją wprowadził na drogę, siadła pod krzyżem... czując się zmęczoną...
Drogą słychać było szybko jadącą bryczkę pocztową ku Brończéj. Spojrzała... Siedział na niéj ogorzały, niemłody mężczyzna, niemiłéj twarzy... Zobaczywszy żebraczkę przy krzyżu, kazał zatrzymać konie...
— Dobrze tędy do dworu? zapytał rzucając jéj kilka groszy.
— Do Brończéj? a juścić! odparła żebraczka, ale tam pana niéma.....
— Podróżny ramionami ruszył... dał znak woźnicy i jechał daléj. Cześnikówna wstała i także się w tę stronę powlekła...
Był to generał Hochwarth przybywający sam dla wyzyskania swo-