Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którego panna niby przez litość dla matki protegowała. Wiem, że formalnie zajmowała się dokończeniem jego wychowania, że z nim wieczorami chodziła sama jedna na przechadzki... że u wojewodziny nieustannie coś dla niego wyciągała.
— I tam... coś, myślisz, było między nimi?
— Romansik czuły... pokątny — mówił Alfred. — Wszyscy o tym wiedzieli oprócz wojewodziny, która niczego się nie domyślała, bo ją miała za świętą.
— A to żmija chyba — przerwała hrabina — wygrzana na naszym łonie. I proszę cię, Alfredzie, co za nikczemny charakter, boś mi mówił, że udawała, iż się w tobie kochała, zawracała oczy, wabiła, ciągnęła, a natura cygańska ciągnęła ją do lasu!
Alfred nie mógł naprawdę potwierdzić teraz dawnych swych relacji, gdyż za życia wojewodziny Lenora tyle tylko dlań była grzeczna, ile ściśle potrzeba było, aby uspokoić wojewodzinę. Zamilkł ponuro. Hrabina zmęczona dyszała tylko. Fortepiany wyprawiono nazajutrz.


Doktór zapisawszy sobie numer domu, w którym wdowa mieszkała, nazajutrz około południa nie zapomniał wstąpić na Dziekankę. Oswojony z wewnętrzną ekonomiką starych domów Warszawy, z łatwością trafił do tego mieszkania, które się znajdowało w dziedzińcu i należało do najbiedniejszych. Wdowa zajmowała dwie izdebki ciemne, z małą sionką przepierzoną we dwoje, tak że w połowe jej ciasna jeszcze mieściła się kuchenka.
Z imienia syna jej, Zbigniewa, już by baczny postrzegacz obyczajów domyślić się mógł charakteru matki, która tę szumno brzmiącą i romantyczną na-