na nowo, laska także, ramiona i podniesiona głowa zdawała się jej szukać.
— Panienko! — zawołał, wskazując, aby ku niemu zeszła.
Służąca pochyliła się nieco.
— A co?
Wyciągnął papierek z uśmiechem jakimś niemiłym.
— Puść mnie waćpanna! Ja się wytłumaczę.
— Co? co? — z oburzeniem odparła, cofając się sługa. — A to także...
Mężczyzna postrzegł, że z tego nic nie będzie, skrzywił się i znów zbiegł na dół. Ta próba przekupstwa smutne o nim dała wyobrażenie służącej, ale nie wspomniała o niej pannie Lenorze ani żadnemu ze znajomych.
— Proszę ja kogo! — mruczała tylko, nie mogąc się uspokoić — to łotra kawał! Myślał, że za pieniądze kupi sobie wejście. O! już pewnie z niczym dobrym nie przyszedł! Dopilnuję ja, żeby mi się tu nie pokazywał... a jeśli zechce gwałtem się cisnąć, tak go miotłą zamaluję, że popamięta! Patrzcie no go! mądrala!
W parę dni przyszedł doktór znowu, tym razem nie wzywany, ale musiał dobrze do drzwi pukać, nim go wpuszczono. Zastał Lenorę nad robotą, bladą, z oczyma zaczerwienionymi, ale na pozór spokojną i przejednaną ze swym losem. Zdawała się silniejsza.
— Przyszedłem się dowiedzieć, jakże pani jest? — rzekł stając w środku pokoiku i rozglądając się po nim uważniej niż pierwszym razem.
Izdebka była od ulicy, nieźle oświetlona, mała, czysta, w jednym kącie jej łóżeczko pokryte kapą ciem-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Czarna Perełka.djvu/25
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.